Schematy i wzorce zaczerpnięte od rodziców

Schematy i wzorce zaczerpnięte od rodziców

Schematy działania...

6 lat temu ostatni raz ubrałam koszulkę na szelkach. Nawet po domu nie potrafiłam w niej chodzić. Kiedy zdarzyło się, że miałam ją na sobie, mając naprawdę dobry nastrój, widząc się przypadkiem w lustrze, potrafiłam przepłakać wiele godzin. Zauważyłam nawet, że zwracałam ogromną uwagę na ramiona innych, co ważne, tylko kobiet. I przekonana, że te, które mają je większe/grubsze będą dla mnie niemiłe, aroganckie i oceniające, zaczęłam się mocno dziwić, gdy takie nie były.

Kiedy kilka dni temu po wyjściu z prysznica popatrzyłam na moje ciało, rozpłakałam się. Nie mogłam przestać płakać. Przed moimi oczami pokazała się moja mama. Zaczynająca dzień, gdy ja jeszcze spałam. Koło 5 rano, na 30 metrach kwadratowych, mocno słyszy się każde trzaskanie szafką i mocne postawienie kubka na stole. Zawsze było mi przykro, gdy tak robiła. Po otworzeniu oczu widziałam ją z kubkiem kawy, siedzącą nad moim łóżkiem (spałam w kuchni), z miną wygiętą w dół w podkowę. Czekałam aż powie kto i dlaczego jest głupi. Że wszyscy są dupkami, wszystko jest głupie, każdy jest oceniany. I chociaż od zawsze wiedziałam, że nie lubiłam negatywnego podejścia mojej mamy, nie miałam pojęcia, że razem z tym w mojej pamięci wyrył się obraz jej ramion. Większych niż przeciętne, szczupłe dziewczyny miały. I wtedy zawsze o nich mówiła "babochłop". Że przecież jak można być taką kobietą, że to w ogóle nie jest kobieta, że kobieta ma być delikatna, malutka itd. I widziałam mamę, która oceniała każdą kobietę, naprawdę każdą po jej wyglądzie. W każdej było coś nie tak. Widziałam mamę, która była zła, zaniedbana, ciągle w koszulkach na szelkach, z wbijającymi się szelkami w skórę. To wszystko zebrało mi się w jedną całość, jedno skojarzanie, jedno spojrzenie. Moje spojrzenie na mamę. Na kobietę, autorytet.

... i myślenia

Kobietę, która w moich oczach nie dbała o siebie. I ciągle z każdą tą sytuacją kojarzą mi się te ramiona. Duże. Upocone. Z tym kojarzy mi się jej złość, irytacja, obgadywanie, ocenianie. Jej mocny makijaż, fryzjer, kojarzyły mi się z tuszowaniem czegoś. Z pozornym dbaniem o siebie (ja dziś nie znoszę fryzjera-choć to takie przekonanie, które chciałabym zmienić czy makijażu). Z nakładaniem makijażu na zdenerwowaną, spocona twarz, zamiast myciem jej. Z nakładaniem farby na głowę pełną złości, smutku, frustracji, zamiast zaopiekowania się głową. Z nieodbieraniem telefonu od komornika (do dziś bardzo boję się odbierać nieznane numery i przeważnie nie odbiera, a potem sprawdzam w necie, co to za numer), zamiast próbami ratowania sytuacji. Uciekanie, złość, zakładanie masek. Wszystko to sprowadziło się w mojej głowie do tych ramion. Moja relacja z mamą, a w zasadzie jej brak, sprowadziły się do ramion!

Moje patrzenie na nią, widzenie jej, nie świadczy o tym, jaka jest czy była. To mój obraz mamy, widzianej moimi oczami, oczami dziecka. I chociaż mogę sobie wyobrażać, że jej złość na "babochłopy", jej potrzeba wynoszenia na wyżyny małych, delikatnych kobiet to zbiór rzeczy, które dla niej są trudne, których potrzebowała (mogę się domyślać, bo nigdy ze mną nie porozmawiała), to nie zmienia to faktu, że to właśniee to mnie ukształtowało. Moją nienawiść i zwracanie uwagi na ramiona, które bardzo się ze mną kłóciło, bo daleko mi do oceniania człowieka przez wygląd.

I piszę Wam to też po to, żeby uzmysłowić Wam jak działają wzorce. Schematy. Jak głęboko się w nas zakorzeniają, jak trudno je odnaleźć, połączyć, zmienić. wzorce, które czerpiemy poprzez obserwowanie rodziców. Piszę to Wam jako rodzic rodzicom i jako dorosła osoba, dorosłym osobom. Bo może jest w Was wiele trudów, a ja głęboko wierzę, że spora ich część zaczyna się właśnie w dzieciństwie. Za każdym razem widząc drobną kobietę, dziewczynkę chciałam taka być i podobać się mojej mamie. Nie jestem otyła, ani duża. W oczach wielu osób jestem nawet drobna, ale ja ciągle miałam wrażenie, że zbyt duża, by zasłużyć na coś dobrego.

Schemat patrzenia na siebie

U mnie takich rzeczy jest jeszcze sporo. Wiele z nich krąży w okół bycia kobietą. Wokół bania się bycia nią. Pamiętam, jak w czwartej klasie mama powiedziała mi, że strasznie śmierdzę. Wtedy opowiedziałam jej o śluzie, który mi się wydziela, byłam zawstydzona, przerażona. Potrzebowałam porady, zaopiekowania się. Dostałam "śmierdzisz" i "ubieraj wkładki i często je zmieniaj, żeby nikt nie czuł, jak śmierdzisz". Kiedy przyszłam powiedzieć, że dzieci na WFie się ze mnie śmieją, bo wystają mi włoski z majtek, kiedy się przebieram, usłyszałam "i co? przestaniesz teraz chodzić do szkoły?". Do dziś moja seksualność jest dla mnie trudna. Obawiam się zapachu i wydzielin. Poznaję siebie, kobiece ciało na nowo albo pierwszy raz. Do dziś nie wiem, jak się wydepilować i jest to dla mnie wstydliwe. Uczę się, poznaje. Dziś już nie tylko dla siebie, ale też dla mojej córeczki.

Dziś zaczynam lubić swoje ciało, poznawać je. Zaczynam chcieć być kobietą, kupić i uzupełnić kosmetyczkę. Nie zważając na moje ciało i jego "minusy" (moje kompleksy to ramiona, szyja/podbródek, otwarta buzia przez zatkane zatoki czy krzywe zęby albo zwisający brzuch), chcę po prostu się czuć dobrze. Ze sobą. I pracować, zmieniać to, co mogę i chcę. Mówić: "hej, Klaudia, jesteś fajna <3"

Powrót do blogu