Czy wystarczy uważność, by nie przegapić cierpienia dziecka?

Czy wystarczy uważność, by nie przegapić cierpienia dziecka?

Mocno wierzę w to, że większość rodziców wszystkie swoje działania, decyzje dotyczące ich dziecka kieruje dobrem swojej pociechy. Wybieramy to, co WEDŁUG NAS będzie dla nich najlepsze. Czy w takim razie zawsze robimy dobrze?

Czy zawsze zostawiamy przestrzeń na rozmowę? Na słyszenie, na zaakceptowanie, że WEDŁUG DZIECKA to wcale nie jest dobre? Czy dopuszczamy do siebie myśl, że DZIECKO MOŻE MIEĆ RACJE, A MY NIE?

Myślę, że to ważne. Jeśli nie najważniejsze. Mylimy się, błądzimy, popełniamy te same błędy kolejny raz i kolejny. I my i dzieci. Każdy człowiek. Jeśli jednak zafiksujemy się mocno w którąkolwiek stronę, może się okazać, że przegapimy coś bardzo ważnego.

GŁOS DZIECKA JEST BARDZO WAŻNY. Nie zawsze jednak ma ono zasoby na to, by przekazać to w przejrzysty i czytelny dla nas sposób. Warto pamiętać, że każde zachowanie, które nas niepokoi (częste krzyki, kopanie, zamknięcie się w sobie, wagary, używki, obniżone wyniki w nauce) mogą być szukaniem siebie, naturalną potrzebą doświadczania, próbowania, radzeniem sobie na swój sposób (wcale nie gorszy, tylko swój) z trudnymi, nowymi rzeczami, etapem rozwojowym, ale też WOŁANIEM O POMOC. Towarzyszenie, wspieranie, akceptacja, rozmowa (wtedy gdy dwie strony będą gotowe, w sposób który odpowiada jednej i drugiej stronie) - od tego warto zacząć.

Przy okazji #współpracy trafiła w moje ręce książka, która sporo namieszała w moich emocjach.

Były momenty, że chcialam przestać ją czytać i takie, w których nie mogłam przestać.

To ten format książki, który kocham najbardziej. Historia opowiedziana oczami dziecka. Dziecka, nastolatka, młodego mężczyzny. Jej "głównym tematem" jest choroba Mateusza. Cukrzyca typu 1.

Ja jednak skupiłam się czytając ją na czymś zupełnie innym. Mateusz, autor książki pisze w niej takie słowa: przez całe dotychczasowe życie potrzebowałem ogromnej pomocy, ale nigdy jej nie dostałem - mam wrażenie, że byłem zawsze sam".

To, w moim odczuciu zdanie, które najbardziej opisuje książkę. Autor dokładnie opisuje swoją samotność, cierpienie, smutek, wołanie o pomoc (takie wołanie na jakie starcza ma sil, na co pozwalają mu jego zasoby).

Obok niego jest mama, tata, dwóch braci, babcia, nauczyciele, znajomi, dziewczyna - i chociaz wszyscy się o niego "martwią", smutek, samotność i niezrozumienie wylewają się z treści książki.

Myślę, że to dobra książka przede wszystkim dla rodziców, którzy czują, że ich relacja z dziećmi nie jest dobra. Ta książka może Wam pomóc zobaczyć perspektywę dziecka. Co się z nim dzieje, gdy potrzebuje naszej pomocy, a ona nie działa.

Książka w mojej ocenie, doskonale wpisuje się w moje 3 hasztagi:
#muremzadziecmi
#partnerstwozamiastwladzy
#dziecinstwomaznaczenie

* w książce są też odniesienia się mamy Mateusza do jego słów (przeczytała książkę, gdy ją już skończył pisać)

Książkę możesz kupić TUTAJ

Posty, które mogą Cię zainteresować:
pierwszy
drugi

Powrót do blogu